Od dziś nowy adres www.myflirtwithreality.com

Lubię wszystko co ma jakieś znaczenie, nawet jeżeli to znaczenie jest bardzo osobiste i bardzo prywatne.

Jako, że blog jest bardzo prywatny – chciałam żeby jego nazwa też mówiła coś na mój temat – czemu go piszę, po co piszę i o czym on jest. Więc od dziś jest trochę z inną nazwą, ale z tą samą treścią.

Lubię moje imię, ale mój sens życia kocham jeszcze bardziej.

Stąd – zmiana nazwy.

http://www.myflirtwithreality.com

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

Dobro nie dzieli się na religie

Po wyjściu ze świątyni buddyjskiej w Jakarcie, przebieram się z Sarong (chusta, którą zawija się, kiedy wchodzi się do świętych miejsc) i zagaduje mnie jeden z miejscowych przewodników.

–          Widziałem, że medytowałaś. Jesteś buddystką?

–          Jestem.

–          Buddyzm, to trudna religia. Nie wystarczy wiedzieć. Trzeba robić. Trudno jest być dobrym buddystą.

–          Dobrym człowiekiem jest jeszcze trudniej być…

 

Muzułmanin, po 50-tce., po krótkiej wymianie zdań, poprosił mnie:

–          Czy pokazałabyś mi medytację?

–          Czy wolno ci robić inne rzeczy niż takie, które są obecne w islamie?

–          Nie wiem. Ale jeżeli ty mówisz, że to działa, to chyba można. U nas też chodzi o to, żeby być dobrym człowiekiem.  Nie każdy muzułmanin jest Arabem.

 

Następne pół godziny spędziliśmy razem w świątyni.

budda

 

Opublikowano Uncategorized | Dodaj komentarz

We are in a process…, Bukit Lawang, Indonezja

Indonezyjczycy nie przestają mnie zaskakiwać swoją wyobraźnią w unikaniu powiedzenia czegoś wprost.

Z najbardziej uroczym sposobem spotkałam się w hotelu On The Rocks na Sumatrze.

To jest tylko zajawka tego, dlaczego ludzie przyjeżdżają do Bukit Lawang. Jako, że to jest moje najukochańsze miejsce w Indonezji – przywiozłam stamtąd wiele historii…

Wszyscy pracownicy, którzy są bardziej opiekunami dżungli i przewodnikami turystów niż pracownikami, są wręcz obsesyjnie nastawieni na twoje szczęście. Priorytetem dla nich jest to żebyś ze wszystkiego był zadowolony i żebyś wiedział, że oni są tam po to, żebyś ty miał najlepszy czas w swoim życiu.

Ich troska o to żebyś był zadowolony jest tym bardziej urocza, że mają naprawdę wiele bardziej namacalnych powodów do zamartwiania się, jeżeli chodzi o funkcjonowanie hotelu – na przykład nigdy nie wiedzą:

Kiedy pojawi się znowu  woda w prysznicu – bo bardziej są w stanie przewidzieć kiedy będzie deszcz, niż kiedy przyjedzie dostawa wody.

Kiedy przewodnik wróci z trekkingu – może za dzień, a może jego turyści postanowią sobie przedłużyć trekking o 2 dni.

Kiedy się zwolni pokój – bo każdy codziennie rano przedłuża swój pobyt. Ja to rozumiem, bo sama prawie nie odwołałam dalszej podróży i rozważałam sprzedaż własnego mieszkania przez Internet żeby już tam zostać na wieki wieków.

Natura jest tam niesamowita!  Ale zapewniam – ludzie są tak samo zadziwiający jak żyjące na wolności orangutany.

Powód dla którego o tym piszę jest taki:

Oni chcą żeby turyści byli szczęśliwi.

Żyją w środowisku nieprzewidywalnym i nie dającym możliwości zaplanowania niczego.

Jednocześnie, na Sumatrze (według ich własnych danychJ) około 70% wszystkich turystów to Niemcy i Holendrzy – czyli  narody, które źle reagują na „nie wiem”, „kiedyś”, „niedługo”, „zobaczymy”.

Jak mówił Darwin, przetrwają ci, co się najlepiej dostosują.

Więc oni się dostosowali do spososbu myślenia swoich gości. Nie mogą zmienić swojej rzeczywistości, ale mogą zmienić sposób jej opisywnia, dzięki czemu wszyscy są szczęśliwsi.

Wiedzą, że turyści denerwują się na brak konkretów, stosując więc sformułowanie, które jest brakiem konkretu w czasie teraźniejszym ciągłym – a więc daje złudzenie ponownego konkretu:

 

Is my room ready?

We are in a process.

 

I am not speaking English well – I am still in a process.

 

When you will know if tomorrow we will go for trecking?

I am in a process – don’t worry.

 

Do you know some polish songs? (oni codziennie wieczorem śpiewają)

We are in a process.

 

W czasie kiedy coś jest in a process jest mnóstwo rzeczy do robienia…

…Wypicie fanatycznie gorzkiej herbaty  jungle tea, która podobno jest tak zdrowa, jak niesmaczna

…Podziwianie natury leżąc na uśmiechnietym hamaku

…Czy robienie zdjęć skaczącym obok ciebie małpom

Uważam, że to bardzo etnograficzne podejście do klienta – nie mogą zmienić swojej natury, a nie chcą pouczać turystów – więc zaakceptowali swoją sytuację i potrzeby turystów i stworzyli skuteczne i urocze rozwiązanie.

Tak urocze, że mam wrażenie, że tylko potwór lub człowiek zupełnie bez poczucia humoru mógłby na nich się zdenerwować.

Kiedy coś jest in a process, a ty na to czekasz, to zazwyczaj masz zapewnionych kilka atrakcji by je umilić – np. śpiewanie w ciągu dnia i wieczorem, bo wszyscy tu… kochają słuchać i śpiewać. A jako że bardzo im zależy żeby wszystkim było miło, w każdej przerwie uczą się słów. Także często kompletnie nie znając języka -np. śpiewali po hiszpańsku zupełnie nie rozumiejąc co to znaczy.

Spokoj i harmonia tego miejsca już na dzień dobry działa uspokajająco… Dlatego nawet taki control freak jak ja odpuszcza. Niezwykłość  tego miejsca polega na tym, że coś się w tobie trwale zmienia – czujesz jak magia tego miejsca wnika do twojego DNA.

 

 

Opublikowano definicje, humor, język, komunikacja, różnice kulturowe, semantyka, troska, wieloznaczność | Dodaj komentarz

Jesteś rasistą? Zacznij podróżować! Sumatra, Indonezja

Fakty są takie, że wszyscy jesteśmy uprzedzeni. Żyjemy w środowisku pełnym konceptów na każdą sprawę – w tym na kraj, religię, kolor skóry itd. Nie żyjemy w pustce – więc nasiąkamy tym, co nas otacza. Kiedyś Wiktor Osiatyński powiedział mi, że w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że kiedy pracował w USA miał potwornie dużo uprzedzeń, ale też „jego dobre wychowanie i znakomite wykształcenie nigdy by nie pozwoliło wyjść tym stereotypom z jego głowy”. Powiedział, że wykształcony człowiek – może i myśli, ale nie powie i nie zachowania się niestosowanie w obliczu zmierzania się z nacechowaną przez niego odmiennością.

Wielu mówi, że nie bardzo można coś z tym zrobić – można jedynie nauczyć się to kontrować (co niestety nie wszyscy robią na co dzień).

Ale ja w to nie wierzę.

Podróże mnie przekonały, że każda opinia jest do zmiany. Kluczem jest osobiste doświadczenie sytuacji odmiennej od naszych wyobrażeń.

W Indonezji jest trochę jak w Indiach – wszyscy chcą zrobić z Tobą zdjęcie. Ale w odróżnieniu od Indii – zawsze Cię pytają o zdanie i pozwolenie na to, żeby stać obok lub żeby Cię dotknąć. Fotografowanie zazwyczaj jest grupowe, a potem indywidualne – tak, żeby każdy miał coś na pamiątkę i na… Facebooka. Tym razem sesja była podczas wyprowadzania psa – więc nie jestem pewna, czy chcieli zdjęcie ze mną, czy z Coco Chanel, którą trzymam na rękach.

Psychologowie mówią, że trzeba mieć 7 pozytywnych doświadczeń, żeby zlikwidować jedno negatywne – podróże dają ich dużo więcej niż 7. Dlatego uważam, że jest to najlepsza odtrutka.

Możesz mieć całe mnóstwo stereotypów na temat Azjatów, ale kiedy podróżujesz i dostajesz od nich chwilę ciepła i radości, a z niektórymi się zaprzyjaźniasz – przez gardło ci nie przejdzie krzywdzące słowo. Bo to tak, jakbyś mówił o tych, za którymi tęsknisz, kiedy jesteś już po drugiej stronie globu. Ich troska o to, żebyś był szczęśliwy na ich ziemi, i często wręcz duma, że wybrałeś ICH kraj do odwiedzenia, jest całkowicie ujmująca.

Moja muzułmańska rodzina na Sumatrze

Wcześniej bałam się islamu, więc podróż do muzułmańskiej części świata była dla mnie pewnym wyzwaniem.

Ale… nie pamiętam, kiedy ostatni raz doświadczyłam tyle bezinteresownej pomocy, otulenia i miłości. Nie wyobrażam sobie teraz, żeby nie stanąć w ich obronie kiedy ktoś ich atakuje, bo to tak, jakbym za plecami obgadywała tych, którzy dali mi swoje serce na dłoni.

Kiedyś poszłam do hotelu, żeby zrobić rezerwację, i podczas wypełniania papierów manager mówi, że jutro idzie na wesele, więc mnie niestety osobiście nie powita. Na co jego szefowa stwierdziła: „Hej, weź Julię ze sobą – ona zajmuje się etnografią, spodoba jej się. Będziecie się dobrze razem bawić”. (Powiedziała to w czternastej minucie naszej znajomości).

– „Świetny pomysł! To co, laleczko – jutro ósma rano po ciebie przyjeżdżam i szalejemy?”. (To szaleństwo oczywiście ma tam inne znaczenie – bo na weselu nie ma alkoholu czy tańców, za to są rytuały, obrządki, jedzenie i składanie życzeń).

Na Sumatrze, najbardziej muzułmańskiej wyspie kraju, byłam zanurzona w pięknych sercach lokalnych przyjaciół. Wszyscy pomagali mi nieść walizkę, zapraszali do domu na kolację, na pożegnanie dawali prezenty, podwozili za darmo, zrobili nawet przyjęcie pożegnalne (kiedy wyprowadzałam się po 6 dniach z hotelu). Do tej pory jestem w stałym kontakcie z większością moich nowych przyjaciół.

Banda Aceh uważana za najbardziej uważana za najbardziej muzułmańską i restrykcyjna część Sumatry (tylko tam jest całkowity zakaz sprzedaży alkoholu). Właśnie tam wszyscy chętnie oprowadzali mnie po mieście i opowiadali mi jego historie. Potem postanowiłam doświadczyć jak to jest być w „zawodowym” muzułmańskim stroju. Zawsze lepiej doświadczyć niż oglądać.

Jak pokazało życie, jestem największym wyznawcą tych, do których miałam kiedyś jakieś „ale”…

Tak sobie czasem myślę… Zazwyczaj nie planuję podróży; może więc to działa tak, że moje plany specjalnie się tak układają, żebym złamała w sobie to, co brzydkie i kolczaste?

Cały czas dopytywałam jak mam się ubrać na lokalny targ – cały czas mi odpowiadali, że normalnie, że nic mi tam nie zrobią, nie wytkną palcami. Tak właśnie było… wszyscy częstowali mnie swoimi owocami, lokalnymi wyrobami czy papierosami (nie wiem czy nie robili tego, bo się nudzili…). Jak tylko spróbowałam zapalić tak się zakrztusiłam, że cały targ jeszcze przez najbliższe 10 minut się ze mnie śmiał 🙂

Opublikowano definicje, honor, język, nakazy, nieoczywistość, niestandardowość, prawdziwe życie, różnice kulturowe | Dodaj komentarz

Jak się czuje współczesny mężczyzna ze współczesną kobietą?

Jak już wielokrotnie deklarowałam – nie jestem feministką. Mimo że wiele im zawdzięczam, mam im też trochę do zarzucenia.

Czasem odnoszę wrażenie, że nikt ich nie lubi – z wyjątkiem kobiet, które prowadzą gender studies (a które ja osobiście bardzo lubię i z którymi na co dzień pracuję).

Na feministki każdy może zwalić coś, co mu przeszkadza we współczesnym świecie.

Kobiety (na czele ze mną) narzekają, że to przez nie mężczyźni zrobili się słabi i leniwi, więc musimy pracować tak samo ciężko jak oni – nadal wykonując te same prace, które wykonywałyśmy, gdy nie musiałyśmy pracować zawodowo.

Faceci uważają, że przez feministki kobiety są pyskate i nie do zniesienia. I że odcięły im jaja…

SAMSUNG CSCSAMSUNG CSCSAMSUNG CSC

Silny, niezależny, piękny i odważny – a jednak czasem… molestowany uciśniony… 

I tak, à propos tego ostatniego, ostatnio usłyszałam stwierdzenie, które pomimo późnej godziny, całkowicie mnie ocuciło:

„Obecnie w północnych Włoszech nie lubimy feministek, bo przez nie mamy teraz problem, że kobiety molestują mężczyzn”.

Jak to molestują?

„Oczywiście nie fizycznie, ale psychicznie. Czyli jeszcze gorzej. I jest to zjawisko bardzo powszechne.”

– Co to dokładnie oznacza?

„Zanim facet poznaje kobietę, jest szczęśliwym, kochającym życie człowiekiem. Spotyka się z kumplami, chodzi do baru, ogląda mecze, realizuje swoje pasje.”

Potem spotyka kobietę i… przestaje już być kochającym życie człowiekiem. Czy to nie jest molestowanie?

„Ciągle czegoś nie może robić, ciągle ma poczucie, że coś robi nie tak, ciągle się boi, że za chwilę coś zrobi nie tak. Nie wie, czy już złamał zakaz, czy nie daj Boże zaraz jakiś złamie.

„Żyjemy w strachu i obniża się nasze poczucie własnej wartości. Czy to nie jest molestowanie…?”

Siedząca obok mnie Włoszka, moja ukochana Valentyna, prawie zakrztusiłyśmy się ze śmiechu.

Obrazek

Przedstawicielka włoszek molestujących mężczyzn – Valentyna.

IMG_3534

My – niedobre kobiety. Za wszystkie grzechy, nieprzyjemności i przykrości – przepraszamy przedstawicieli płci męskiej

Ale mina mojego rozmówcy dała nam wyraźnie do zrozumienia, że nie był to żart. „Widzisz? O tym właśnie mówię – ja wam o moich emocjach, a wy w śmiech. Molestowanie!”

Czyli bez kobiety – szczęśliwy człowiek, z kobietą – nieszczęśliwy.

Obawiam się, że gdzieś to już słyszałam. I nie było to w północnych Włoszech. Najczęściej było to w wersji przed- i pomałżeńskiej i nie było nazywane molestowaniem psychicznym (ale cóż, Włosi pod opieką mamuś są pewnie bardziej wrażliwi).

Nie jestem przekonana, czy rzeczywiście takie „molestowanie” zaczęło się od czasów feministek…

Jestem natomiast pewna, że wiele kobiet nazwałoby to zupełnie inaczej.

Ciekawa jestem, jak wiele z nich nazywa czas przed i po poznaniu mężczyzny?

A może to tylko mężczyźni się nad tym zastanawiają?

Lub tylko mężczyźni są tak szczęśliwi PRZED poznaniem kobiety, że mają tak wiele do stracenia?

Obrazek

Tu miała miejsce nasza rozmowa – dobrze, że fotele są niskie, a piasek jest podłogą

 

Opublikowano definicje ról, honor, kobiety, mąż, męskość, prawdziwe życie, stereotypy, Uncategorized | Dodaj komentarz

Niektórzy przemieniają wodę w wino, a Indonezyjczycy… Bali, Indonezja

Są ludzie wrażliwi smakowo.

Czują wielką różnicę między colą a pepsi, między zero i light.

Ja coś tam czuję – ale co dokładnie… to trudno powiedzieć.

Trochę czuję różnicę między cytryną a limonką, ale… wyrosłam w Związku Radzieckim – jestem szczęśliwa jeżeli jest cokolwiek co spełnia podstawowy warunek – jest kwaśne.

Generalnie, jak wiedzą ci co mnie znają, zawsze wolę zielone niż żółte, zwłaszcza w mohito, ale… nie jestem snobką jedzeniową.

Dlatego też, kiedy na prośbę przyniesienia cytryny do herbaty, Indonezyjczycy zawsze przynosili limonkę, w ogóle mnie to nie ruszało… Aż do momentu kiedy przez kilka dni podróżowałam z koleżanką z Holandii, Elizą.

Piękno Elizy polegało między innymi na tym, że niestrudzenie edukowała Indonezyjczyków o innych możliwościach

Po tym, jak po raz kolejny usłyszałam od niej  przemówienie na temat ZNACZĄCEJ różnicy w smaku miedzy tymi dwoma owocami – powiedziałam: „Hej, może oni nie mają cytryn i przynoszą ci to, co mają?”.

– Przepraszam bardzo, czy macie w Indonezji cytryny? – zagadnęła Eliza.

Trochę już byłam w Indonezji, więc czułam, że ta dyskusja nie ma sensu… ale musiałam dać przestrzeń Elizie na przekonanie się na własne uszy.

– Mamy, właśnie pani przyniosłem. – Tu spojrzenie… kogoś, kto ma 160 cm wzrostu, na kogoś, kto ma 183 cm, mówiące: „Widzę, że wzrost tu nie ma nic do rzeczy… Serio – nie widzisz co stoi pod twoim nosem?”

– A macie też żółte?

– Oczywiście, że mamy. Mamy zielone, mamy żółte, mamy wszystkie cytryny.

– A jak nazywacie żółte?

–  Nazywamy je C Y T R Y N Y.

 Każdą literkę nasz Indonezyjczyk wymówił osobno – klarownie i stanowczo. Tak jakby wzrost Elizy był odwrotnie proporcjonalny do jej rozumienia spraw podstawowych.

Co prawda tu Eliza jest z Velentiną, Włoszką, ale to mniej więcej pokazuje proporcje podczas jej rozmów z Indonezyjczykami, którym zdecydowanie bliżej jest do Vale jeżeli chodzi o wzrost

Oczami wyobraźni widziałam już, jak nam plują do naszego jedzenia.

Ale Eliza się nie poddawała – ci Holendrzy to naprawdę są bardzo dokładni i cierpliwi ludzie!

– Aha. Bo wie pan… My w Holandii mamy żółte cytryny, a zielone nazywamy „limonkami”. A gdzie mogę dostać żółtą cytrynę?

– Wszędzie!  Jak chcemy żółte – kładziemy zielone do ciemnej szuflady na 3 dni i… są żółte. Nie lubi Pani zielonej – nie ma problemu – mogę Pani przynieść żółtą!

And that’s how it’s done:

Kładziesz limonkę – wyjmujesz cytrynę. Bardzo mi się podoba, że tu tak bez kompleksów i większego przejmowania się szczegółami. Żadnego ą, ę!

– A my w Holandii zamykamy pomarańcze na 3 dni i potem… voilà! Jest jabłko! – pogodzona z rzeczywistością powiedziała Eliza.

Bali ma najpiękniejsze odcienie zielonego – może Balijczycy też kochają ten kolor, dlatego niechętnie uznają żółty? 🙂  

 Zawsze kiedy patrzyłam na przepiękne balijskie drzwi zastanawiałam się, co jeszcze sie za nimi kryje. Nawet po 4,5 miesiąca, Indonezyjczycy nieustannie mnie zadziwiali innością swojego myślenia

Opublikowano definicje, etykiety, kobiety, komunikacja, negocjacje, nieoczywistość, różnorodność znaczeń, redefinicja, Uncategorized, wieloznaczność | Dodaj komentarz

The only thing to do after sunset is to go back. So why to go there??? Wyspy Gili, Indonezja

Kobiety zazwyczaj są bardziej ckliwe i romantyczne (niż faceci, rzecz jasna). Dużo energii wkładają w to, żeby ich mężczyźni trochę się wysilili i zapewnili im w życiu trochę romansu.

Ci, którzy nie mają tego w swojej naturze, podążają za pewnymi schematami. Na wyspach Gili bardzo łatwo jest być romantycznym – są tak małe że każdego dnia można łatwo zobaczyć i wschód, i zachód słońca. Jako że skowronków jest niewielu, to zazwyczaj około 17.00  następuje wielkie poruszenie – wszyscy idą na powitanie zachodu słońca.

Ja jestem dosyć romantyczną osobą, ale mam swoje limity… Ja i moja włoska przyjaciółka cały dzień pracujemy na plaży, więc piękne widoki miałyśmy przez 6-8 godzin,  ale…

Słońce + laptopy robią swoje – nie chce nam się o 17 iść 2 km tylko po to, żeby wracać w prawie całkowitych ciemnościach.

Lubię zachód słońca – jest relaksujący i refleksyjny, ale ok 17 jestem tak spalona słońcem, że marzę o prysznicu i drzemce w klimatyzowanym bungalow.

Valentina też nie chce, ale z innego powodu.

Ja z Valentiną

Valentyna NIE czekająca na zachód słońca – cieszy się tym co jest TERAZ, a nie tym co ma się za chwilę skończyć

Kiedy spotkałyśmy kolejnych znajomych, którzy na pytanie dokąd idą odpowiedzieli dosyć przewidywalnie, ona nie wytrzymała:

„Co oni wszyscy z tym zachodem słońca?! No, raz można zobaczyć. Dwa. Ale po co tam codziennie łazić?! Czego oni tam nie widzieli? Zachodzi słońce – zaszło – ciemno – trzeba światło włączyć – i po sprawie. Mój chłopak (bardzo świeża znajomość – przyp. mój) i wczoraj, i dzisiaj mnie pytał, czy pójdziemy na zachód słońca. No ale czego ja tam nie widziałam? Posiedzimy, posiedzimy i trzeba wracać. Więc po co w ogóle tam iść?”

No i proszę – poczuł się chłopak tak, jak się czuje większość kobiet – Valentina absolutnie nie daje się „wcisnąć” w żadne ckliwe klimaty.

Myślałam, że zachód nie leży w jej koncepcji romantyzmu, ale jak się okazało Valentina takiej koncepcji w ogóle nie posiada. Praktyczna do bólu.

Zachody słońca na Gili

Opublikowano definicje, kobiety, męskość, niestandardowość, oszczędnośc emocji, różnorodność, redefinicja, rożnice płciowe, stereotypy, wolność | 2 Komentarze

Kolumbia – pełna dilerów narkotyków i morderców

Kiedyś tak właśnie myślałam o Kolumbii.

Nawet moja babcia, która jest bardzo odważną i tolerancyjną kobietą, po raz pierwszy uznała że zupełnie już postradałam zmysły jeżeli chcę pojechać do Kolumbii.

Trochę oczywiście podzielałam jej opinię – Kolumbijczycy byli dla mnie włoską mafią w Ameryce Łacińskiej.

Ale miałam też pewne radosne skojarzenia – Shakira (cały pobyt w Kolumbii nazywali mnie Shakirą, z resztą tak, jak w większości innych krajów Ameryki Łacińskiej), muzyka (różnorodna, szczęśliwa i istniejąca w każdym zakątku miasta), taniec (ludzie w każdym wieku, tańczący o każdej porze dnia i nocy) Pomyślałam więc – raz kozie śmierć.

Mój pierwszy widok w Kolumbii – gdy dopłynęłam łódką z Panamy. Kiedy dopłynęliśmy i kiedy obudziliśmy się następnego dnia w porcie Cartagena – jedno z nielicznych miast, które KOCHAM

I…

…od pierwszego kroku w Kolumbii…

…od pierwszej poznanej osoby…

…jest to moja największa latynoska miłość.

Mam szczęście, że w każdym kraju spotyka mnie dużo miłości i pięknych historii – ale to Kolumbia i Brazylia mają na drugie imię miłość.

Kolumbia – najbardziej życzliwi Latynosi, których kiedykolwiek spotkałam. Jedyny kraj, gdzie nie odpowiada się na dziękuję de nada (nie ma za co) – ale con amor (z miłością). Nawet gdyby tego nie mówili, pokaże wam to ich wyraz twarzy.

 Mój dom przez prawie dwa tygodnie

Kiedy jechałam na pustynię La Guajira, właścicielka hotelu na moje pytanie, czy na pustyni będę miała Internet, tylko z grzeczności na głos nie powiedziała, że jestem wariatką.

Bardzo chciałam tam być, ale nie mogłam sobie pozwolić na więcej niż 3 dni bez Internetu, więc powiedziałam, że muszę w takim razie zrezygnować z pobytu i pojadę nie na pobyt, ale na wycieczkę (nie cierpię, absolutnie nie cierpię wycieczek – ostatni raz byłam na czymś zorganizowanym 10 lat temu w Tunezji). Była ze mną niedawno poznana Kolumbijka, która miała mi  pomóc z moim hiszpańskim:

„No co ty – przyjechałaś kawał drogi, żeby rezygnować? Ja ci pożyczę mój mobilny net. Kiedy już nie będziesz potrzebowała – wyślesz mi pocztą”.

Poznałam ją 3 dni temu. Miała mnie tylko podrzucić do najbliższego miasteczka, a skończyło się na tym, że przez 3 dni woziła mnie po całej okolicy. „Gdzie sama z taką walizką? Ja mam czas. To, czego nie zrobiłam dzisiaj i nie zrobię jutro – zrobię za tydzień. Con amor”.

Moja Kolumbijka, która zmieniła plany żeby mnie wozić po swoim kraju (żeby na pewno nic mi się nie przytrafiło)

A na Guajira pojechałam – na 6 dni. Zostałam 13! Kiedy jestem zmęczona, smutna, mam wewnętrzne ADHD, kiedy czuję się w pułapce czasoprzestrzeni – zamykam oczy i na chwilę z powrotem przenoszę się do niekończącej się oceanopustyni. Do rozmów na plaży z miejscowymi kobietami, do bawienia się z dziećmi piłką ze starych ubrań, do czasu kiedy byłam definicją bycia TU i TERAZ.

PS. Nadmiar zdjęć wynika z wielkiej miłości do miejsca i chęci podzielenia się niesamowitym spokojem i szczęściem, które ono mi dało. Mam nadzieję, że kiedyś będziecie mogli mnie sprawdzić i przekonać się, że nie przesadzam.

Te widoki mam w głowie, kiedy potrzebuje wrócić do siebie samej i do wiary, że ani ja, ani świat nie zwariujemy i nie eksplodujemy za chwilę. Na marginesie – jeden z tych widoków przypomina flagę Ukrainy – czy to zbieg okoliczności czy mój nadmierny patriotyzm?

Mój dom na pustyni

Kolumbia – długa droga do piaskowego raju

Hamak, na którym spałam przez cały ten czas

W drodze na pustynię – park narodowy niedaleko Tagangi – pięknej rybackiej miejscowości

Opublikowano definicje, nieoczywistość, prawdziwe życie, pępek świata, różnice kulturowe, redefinicja, stereotypy, szczęście, Uncategorized, wolność, zaskoczenie | 2 Komentarze

Znam wielu mężczyzn, ale rzadko spotykam MĘŻCZYZN, Wyspa Gili, Indonezja

Bardzo tęsknię za gentlemanami.

Nie chodzi mi o żadne wielkie rzeczy – jedynie o dobre wychowanie i maniery,  które są wdrukowane, a nie wymuszone.
Absurdalne są dla mnie dylematy, czy powinno się kobietom otwierać drzwi i pomagać w noszeniu ciężkich  toreb – to nie jest obniżanie ich samodzielności.

Będąc kobietą niezależną, nie muszę udowadniać swojej siły i podkreślać, że nie potrzebuję silnej płci – dlatego BARDZO doceniam mężczyzn, którzy traktują kobiety w sytuacji prywatnej jak kobiety, a nie jak swoich kumpli.

Największego gentlemana ostatnimi czasy spotkałam na wyspie Gili. Był nim miejscowy kelner w barze. Miał długie dredy, zamiast spodni – sarong przewiązany wokół bioder i ledwo mówił po angielsku. Jarał jointa i, tylko na chwilę wyjmując go z ust, mamrotał tak, że trzeba było mocno się wytężyć, żeby go zrozumieć.

Mimo, że nie jest to dokładnie ten sam gentleman - to ten doskonale oddaje klimat :-) Mimo, że nie jest to dokładnie ten sam gentleman – to ten doskonale oddaje klimat 🙂

Gili jest dosyć imprezową wyspą. Przybywają tam ludzie z całego świata. Dominują Kanadyjczycy, Australijczycy i Anglicy. Panuje tam klimat „peace and love”.

Pewnego pięknego wieczoru poszliśmy na drinka z moją przyjaciółką i czworgiem przybyszów z innych krajów – Szkotem, Kanadyjczykiem i Australijczykiem. Pomimo dosyć rozrywkowego charakteru wieczoru mieliśmy do omówienia ciekawe intelektualno-egzystencjonalne tematy. Takie trochę „bułkę przez bibułkę” skrzyżowane z mojito. Kiedy skończyły się niezbędne do przeżycia tematy – przyszedł moment płacenia za mojito.

Uważam, że zawsze dać ludziom możliwość wyboru i nie narzucać swojego zdania. Jako że obecnie naprawdę nigdy nie wiadomo kto, za co i ile płaci, sięgnęłam po portfel i  podałam pieniądze kelnerowi. Ale on po chwili mi je zwrócił. Pomyślałam, że jednak chłopaki zapłacili i ma za dużo.

On jednak powiedział do nich: „Brakuje 50 tysięcy” (około 4 dolarów). Wszyscy zaczęli tłumaczyć się z tego ile dali. Więc jeszcze raz podałam pieniądze.

On kompletnie to zignorował.

Kelner a’la  Marley, na pewno nie wyglądający jak prototypowy gentleman, ledwo mówiący po angielsku, wymamrotał: „Damy nie płacą w moim barze. Chłopaki, brakuje 50 tysięcy”.

Bar nad ranem Bar nad ranem     Bar nad ranem

Moja mama zawsze mi mówiła, że lepiej jest stracić materialnie, niż wstydzić się spojrzeć na siebie w lustrze.

I kiedy spotykam się z mężczyznami, którzy więcej korzystają z przywilejów, o które walczyły feministki, niż same kobiety – wstydzę się spojrzeć im w oczy.  Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak odwrócić się i odejść.

Cztery dolary. Żadna kobieta, przynajmniej taka, którą znam, nie prowadziłaby dyskusji na ten temat. Jeżeli ktoś nie wyniósł tego z domu – to trudno jest wytłumaczyć, że tu wcale nie chodzi o pieniądze.

Tylu mężczyzn – i tylko jeden gentleman.

Ciekawa jestem, co jemu mówiła mama.

Widok z bardzo "eleganckiego" baru Widok z bardzo „eleganckiego” baru

Opublikowano definicje, definicje ról, kobiety, męskość, redefinicja, rożnice płciowe, stereotypy, wychowanie, zaskoczenie | 4 Komentarze

Muzułmanie to hipokryci, Pulau Weh, Sumatra, Indonezja

Indonezja troszkę przypomniała mi Polskę – to, co nas łączy to niezwykła religijność.  W naszym kraju jest wiele „dobrych katolików”, a spowiedź rozgrzesza z bycia i złym człowiekiem, i złym katolikiem…

Religia jest naprawdę ważną częścią indonezyjskiej kultury. Jest to kraj o największej populacji muzułmanów na całym świecie (około 12% wyznawców tej religii mieszka właśnie tu). Więcej jest tylko we wszystkich krajach arabskich razem wziętych (20%).

Islam to bardzo restrykcyjna religia. Dużo obowiązków, dużo zakazów, nakazów, kar, konsekwencji. Jednym z najbardziej zadziwiających dla niemuzułmanów jest całkowity zakaz spożywania używek – za palenie marihuany – więzienie, za przemyt narkotyków – kara śmierci.

Muzułmanie mają też całkowity zakaz spożywania używki dla nas dosyć powszechnej, jaką jest alkohol (podobno właśnie zakaz picia alkoholu przesądził o tym, że Włodzimierz I wybrał prawosławie, a nie Islam – uważał że ten zakaz jest wbrew słowiańskiej naturze i to się nigdy nie uda). W Banda Aceh w żadnym sklepie nie znajdziesz alkoholu. Nie ma go też na lotnisku. Nie ma go także w większości restauracji.

Ale takie jest już prawo natury, że wszystko działa jak sprężyna – im bardziej naciskamy, tym mocniej się „odbija”.

Wydaje się, że oprócz tego, że taka już jest natura człowieka, żeby łamać zakazy, dodatkowe znaczenie ma fakt, że większość wykazuje całkowity brak wiedzy i zrozumienia, po co one istnieją. Przyjmują fakt, że nie wolno i już.

Moja koleżanka muzułmanka – Bebe, którą poznałam na kursie buddyjskiej medytacji (gdzie co najmniej połowa osób wyznawała islam), powiedziała:

– Piję alkohol. Zdarza mi się jeść wieprzowinę. Mieszkam w chińskiej dzielnicy. Gdy sąsiedzi zapraszają mnie na obiad, przecież nie będę wybrzydzać. Tak nie wypada.

(Nie, to nie jest przejaw dobrego wychowania – po prostu bardzo kocha jeść :-)).

– Mam również tatuaż. I nie mam zamiaru wychodzić za mąż. Więc… – powiedziała, śmiejąc się – chyba nie jestem dobrą muzułmanką.

Slajd5 Slajd4 Slajd3

Spotkałam WIELU muzułmanów, którzy piją, palą marihuanę, są homoseksualistami, mają tatuaże i kochają psy. I na pytanie, jak to się ma do ich religii – najczęściej słyszałam:

– My muzułmanie jesteśmy wielkimi hipokrytami. Tak, piję alkohol. Nie upijam się – ale piję. Palę też marihuanę. Nie zawsze się modlę. Dobra… Właściwie się nie modlę. Na pewno nie w meczecie. Jestem muzułmaninem, ale głównie z ID.

(W Indonezji w dowodzie osobistym musisz zadeklarować przynależność do jednej z 5 obowiązujących religii).

– Co na to twoja rodzina?

– Moja mama ostatnio mnie zapytała – jesteś muzułmaninem, czy nie? Powiedziałem, że nie wiem.

– I co ona na to?

– Powiedziała… „OK, najważniejsze, żebyś był dobrym człowiekiem”. Więc… jestem dobrym człowiekiem, ale złym muzułmaninem.

Zdecydowanie wolę dobrych ludzi niż dobrych wyznawców.

Opublikowano definicje, etykiety, nakazy, nieoczywistość, religie | 5 Komentarzy